Po przejęciu władzy Tusk wymienił skład komisji, ale jej nie zlikwidował. Wręcz przeciwnie — zapowiedział, że teraz badane będą ruskie macki wokół PiS. Komisja właśnie dała pierwszą, próbną porcję owych macek.
Macierewicz na deskach?
Nie jest to udana próbka. Wszystkie jej zarzuty wobec rządów PiS to sprawy znane, a nawet w tych znanych nie pokazała żadnych kulis, nowych dowodów ani nieznanych dokumentów.
Szczególnym bohaterem komisji stał się – zgodnie z oczekiwaniami elektoratu – Antoni Macierewicz.
Powiem tak: paradoksalnie po tym raporcie może odetchnąć z ulgą. Diaboliczny wiceprezes PiS był w sporych opałach od 24 października, gdy wiceszef MON Cezary Tomczyk przedstawił sprawozdanie z audytu w jego podkomisji smoleńskiej. Było w nim pół kodeksu karnego: fałszowanie dokumentów, niszczenie dowodów, naciski na ekspertów i próby ich korumpowania. Wszystko konkretne i na podstawie dokumentacji. Finałem jest 41 doniesień do prokuratury, z czego ponad połowa na Macierewicza.
Audyt Tomczyka udowodnił, że Macierewicz jest nałogowym kłamcą. Dokument był tak do bólu konkretny, że nawet w PiS nie było wyrywnych do obrony Antoniego. Macierewicz leżał na deskach. Prawie.
Wtedy bowiem odezwał się szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Jarosław Stróżyk, który z nadania Tuska kieruje komisją do spraw rosyjskich wpływów. Czego jak czego, ale od wojskowego łapacza szpiegów można było oczekiwać konkretów. A pan generał pojechał politycznie. Od wycofania się z zakupów zbrojeniowych w czasach PiS, przez likwidację delegatur ABW po bagatelizowanie sygnałów z Ameryki o tym, że Rosja przygotowuje atak na Ukrainę. Stróżyk skrytykował oszalałą dekomunizację specsłużb za rządów PiS. Dołożył do tego spotkania polityków PiS z proputinowską prawicą europejską tuż przed atakiem Rosji na Ukrainę.
Jeśli Stróżyk ma dowody na kremlowskie macki we wszystkich tych sprawach, to powinien pokazać konkrety i skierować doniesienia do prokuratury. Nie zrobił tego, czyli nie ma dowodów. Ale żeby coś po tym występie jednak zostało, to skierował JEDNO zawiadomienie na Macierewicza. Jedno, ale za to jakie! Otóż dotyczy ono wycofania Polski z programu zakupu samolotów cystern tankujących myśliwce podczas lotów.
To także sprawa znana od lat. Znów – żadnych ruskich wpływów Stróżyk tu nie pokazał, sam zresztą zasugerował, że Macierewicz kierował się niechęcią do europejskich partnerów, z którymi mieliśmy wspólnie tankować.
Rzecz jasna, nie wszystko Stróżyk powiedzieć może, bo część spraw objęta jest tajemnicą państwową. Ale to, że złożył tylko jedno zawiadomienie do prokuratury, pokazuje, że za zasłoną tajemnic nie znalazł nic, co kwalifikowałoby się na śledztwo.
Prokuratura musi zacząć pracę
Czołowi politycy Platformy wiedzą już, że szanse na to, aby udowodnić związki PiS z Rosją, są iluzoryczne. A jednocześnie presja na komisję do spraw rosyjskich wpływów jest bardzo duża – sam premier wielokrotnie wprost mówił o agenturalnych podejrzeniach wobec Macierewicza.
Pytam jedną z osób zaangażowanych w prace komisji, co będzie dalej. – Jest coraz więcej spraw wokół Macierewicza. Politycy mają swoją retorykę, ale postępowania prokuratorskie muszą wreszcie zacząć krok po kroku to badać – odpowiada. Absurd polskiego prawa polega na tym, że nawet gdyby Macierewicz trafił przed oblicze prokuratora, to za urzędnicze przekroczenie uprawień z art. 231 kk, co się przedawnia po pięciu latach. Dlatego komisja doniosła na lotnicze cysterny z paragrafu 129 kk, dotyczącego zdrady dyplomatycznej, która tak szybko się nie przedawnia.
Swoją drogą PiS stosowało taki sam wybieg wobec Tuska i Sikorskiego, próbując ich wmanewrować w smoleński spisek z Putinem. Bezskutecznie, i to mimo zaangażowania politycznie oddanych prokuratorów.
Nie ma się więc co dziwić, że ciężko poraniony przez audyt Tomczyka pan Antoni nagle odżył i z uśmiechem opowiada, że czeka na pełen raport komisji do spraw rosyjskich wpływów. Wie, że jeśli jej członkowie przez prawie pięć miesięcy znaleźli głównie tankowanie w locie, to może spać spokojnie. O smoleńskie łgarstwa już nikt go nie pyta.