maciej duszczyk: Prace nad projektem strategii migracyjnej są finalizowane. Projekt dokumentu obejmuje osiem obszarów i przewiduje automatyczny przegląd działań w połowie obowiązywania strategii. Planujemy w latach 2025–2026 przejrzeć, co działa, a co nie, jakie są konsekwencje, co udało się osiągnąć, a co wymaga poprawy. Strategia jest kompleksowa i dotyczy wszystkich aspektów związanych z migracjami: od wydawania wiz przez ochronę granic, zezwolenia na pracę, integrację, nadawanie obywatelstwa, edukację, dostęp do szkolnictwa i świadczeń czy repatriację i kontakty z Polonią. Jeśli rząd przyjmie strategię do końca grudnia, zostanie ona wdrożona od początku 2025 r.
Ale samo jej przyjęcie przez rząd nie zmieni rzeczywistości. Kiedy nastąpi faktyczny start wdrażania strategii?
Do końca tego roku pojawi się wiele rozwiązań ad hoc, które zmienią polską politykę migracyjną. Pracujemy nad tym razem z kilkoma resortami. Pierwsze projekty aktów prawnych są już procedowane. Napotkaliśmy wiele problemów i wyzwań związanych z imigracją ekonomiczną oraz sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. To także kwestia niezgodnego z celem wydawania wiz studenckich. Musieliśmy wprowadzić pewne zmiany, aby uszczelnić system i odzyskać kontrolę nad procesem migracyjnym. Działania ad hoc pozwalają nam odzyskać tę kontrolę, a poprzez strategię budujemy system na lata.
Działania ad hoc będą spójne z przyszłą strategią?
Tak. Te dwa procesy są ze sobą powiązane i dzieją się równocześnie. Na przykład, jeśli mówimy o integracji, to już teraz, do końca roku lub na początku następnego roku powołamy 49 centrów integracji cudzoziemców. Po dwóch latach zobaczymy, czy ten model działa, czy nie, i czy warto go kontynuować. Jeśli model oparty na współpracy z marszałkami i organizacjami pozarządowymi okaże się skuteczny, będziemy go kontynuować. Jeśli nie, wprowadzimy modyfikacje. Reagujemy na bieżąco, ale działamy wyprzedzająco w porównaniu do państw zachodnich, które tego nie robiły. Musimy sobie uświadomić, że stajemy się państwem imigracyjnym i działać odpowiednio rozsądnie, ale przyjmując priorytet bezpieczeństwa. Imigracja nie może w żaden sposób wpływać na wzrost niepewności mieszkańców Polski. Cudzoziemcy muszą akceptować zasady społeczne, jakie u nas obowiązują. To jest dla nas priorytet.
Konkurencyjność gospodarki i budżet są absolutnie kluczowe. Potrzebujemy rzetelnych informacji na temat deficytowych zawodów, nie tylko na dziś, ale w dłuższej perspektywie. W przypadku migracji mówimy o ludziach. Jeśli decydujemy się na współpracę z jakimś państwem, np. Filipinami, musimy zapewnić, że przyciągnięci pracownicy będą mieli możliwość przekwalifikowania się i zmiany pracy. Pracodawcy powinni prowadzić działania integracyjne, takie jak nauka języka. Kluczowe jest przestrzeganie wartości obowiązujących w Polsce i unikanie wprowadzania niepewności dla społeczeństwa. Musimy zaprojektować system tak, aby uzupełniał niedobory na rynku pracy i w szkolnictwie wyższym, nie zwiększając niepewności społecznej i nie ograniczając np. znalezienia pracy przez obecnych mieszkańców Polski.
Ta niepewność zawsze będzie obecna, prawda?
Tak, ale chodzi o to, żeby nie wpływała negatywnie na naszą pracę. Jeśli cudzoziemcy będą postrzegani jako zastępujący Polaków na rynku pracy, wzrośnie niepewność. Dlatego nasze działania muszą być odpowiedzialne, tak aby niepewność nie wzrastała. Chcemy zbudować możliwie duży konsensus społeczny wokół migracji.
Rola biznesu to identyfikowanie zapotrzebowania na konkretne zawody i działania integracyjne?
Tak, biznes potrzebuje jasnych informacji. Kończymy z liberalnym podejściem do ściągania tanich pracowników z zagranicy. Nie można budować przewagi konkurencyjnej tylko na tanich pracownikach. Trzeba zmieniać strukturę produkcji, modernizować i mechanizować procesy. Oczywiście widzimy specyfikę zatrudniania pracowników sezonowych, np. w rolnictwie.
Poruszył pan kwestię nastawienia do imigrantów. Jak dbać o spójność społeczną i integrować tych ludzi przy narastającej negatywnej narracji wobec uchodźców i migrantów?
To bardzo jasne. Trzeba być pragmatycznym. Jeśli uznamy, że ludzie nie mają prawa obawiać się migracji, to już przegraliśmy. Mają prawo się bać, mieć swoje lęki i poglądy. Kwestia powiązania bezpieczeństwa z migracjami funkcjonuje w przestrzeni społecznej i nie możemy tego zlekceważyć. Jeśli to zlekceważymy, przegramy całą dyskusję.
Chodzi o to, żeby nie dolewać oliwy do ognia.
Jak wygląda ta narracja? Wydaje mi się, że istnieje przeświadczenie, że stanowisko rządu jest antyimigranckie czy antyuchodźcze. To nieprawda. Migranci są wykorzystywani przez wrogie reżimy – białoruski i rosyjski – aby destabilizować Polskę i Unię Europejską. Migrant jest w tym przypadku najmniej winny. Winni to Łukaszenka i Putin.
Migrant jest przedmiotem.
Tak, ale ostatecznie to on jest podmiotem, który w opinii większości polskiego społeczeństwa nam zagraża. Przeciwstawiamy się polityce Łukaszenki i Putina, jednak migranci do nas trafiają. To sztucznie organizowany szlak migracyjny będący elementem działań hybrydowych. Co oczywiście nie znaczy, że każdy uchodźca jest zły. Powiem więcej, zdecydowana większość z nich po prostu szuka dla siebie i swoich rodzin lepszego życia. Chodzi o instrumentalizację tych osób. Są one po prostu wykorzystywane. Starając się utrzymać bezpieczeństwo i odpowiedzieć na wyzwania hybrydowe, robimy to, co musimy.
Wydaje mi się, że narracja przesuwa się w stronę postrzegania cudzoziemców jako zagrożenia.
Na pewno tak jest, ale to jednak wina w dużej części narracji prowadzonej w mediach społecznościowych i polityków, którzy na antymigracyjności chcą zbić kapitał polityczny, nie licząc się z konsekwencjami. Miałem ostatnio wystąpienie w Sejmie, w którym mówiłem, że wskaźnik przestępczości cudzoziemców w Polsce jest mniejszy niż ich udział w społeczeństwie. Paradoksalnie takie informacje nie przebijają się do opinii publicznej. Statystycznie cudzoziemcy w Polsce popełniają mniej przestępstw niż Polacy. Choć na pewno się wyspecjalizowali, np. jako kurierzy między granicą białoruską a Niemcami. To zawsze trzeba niuansować. Świat nie jest tylko biały czy czarny.
Mam nadzieję, że w strategii będą też działania edukacyjne skierowane do społeczeństwa przyjmującego, bo bez tego integracja się nie uda.
Integracja i nauka z doświadczeń są kluczowe. Najnowsze badania migracyjne mówią, że państwo powinno być otwarte na tyle, na ile jest w stanie integrować cudzoziemców. Możemy zintegrować milion Ukraińców, ale nie milion np. Somalijczyków. Migranci muszą akceptować wartości państwa przyjmującego. Proces integracyjny jest dwukierunkowy – my uczymy się funkcjonować w bardziej zróżnicowanym społeczeństwie, a migranci uczą się naszych wartości i ostatecznie muszą je zaakceptować. Imigracja nie może zmieniać naszego modelu społecznego. Musimy jednocześnie nauczyć się żyć z ludźmi, którzy wyglądają inaczej, dostarczają nam jedzenie, wożą nas taksówkami itp.
W IKEA staramy się pokazać twarze tych ludzi. Zatrudniamy ich, mamy staże dla osób z doświadczeniem uchodźczym. Opowiadamy historie przez ich osobiste doświadczenia. Traktujemy tych ludzi jako indywidualne osoby, a nie masę. To nasz mały wkład w integrację.
Tworzymy kompleksową strategię z filtrem bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo widać w zezwoleniach na pracę, wizach studenckich, granicy polsko-białoruskiej, programach repatriacyjnych, Karcie Polaka, nabywaniu obywatelstwa. Musimy zbudować system odporności na presję migracyjną, sztuczną lub prawdziwą. System odporności społecznej, rynku pracy, edukacji, repatriacji, obywatelstwa. Na to nakładamy filtr integracyjny – wiemy, kogo wpuszczać, na jak długo, robimy to inteligentnie. Ci, którzy z nami chcą zostać, akceptują nasze wartości, uczą się języka polskiego i wchodzą w nasze społeczeństwo.
Mnie to przekonuje. To, co pan minister mówił o maksymalnej zdolności do absorpcji migracji przez nasze społeczeństwo, jest absolutnie jasne. Ważne, żeby to jasno komunikować i zarządzać oczekiwaniami.
Biznes oczekuje komunikacji. Jeśli ktoś mówi, że potrzebuje 200 tys. kierowców, pytam, na jak długo ma kontrakt. Na dwa lata? A co potem z nimi zrobicie?
Mówimy o dwóch grupach ludzi. Jedni to ci, których chcemy przyciągnąć do Polski zgodnie z nową strategią…
Strategia nie zakłada przyciągania. Zakłada zbudowanie systemu, w którym, jeśli w jakimś momencie potrzebujemy cudzoziemców do realizacji celów ekonomicznych, społecznych czy edukacyjnych, państwo stwarza możliwość ściągnięcia tych osób na bezpiecznych, odpowiedzialnych zasadach.
I mamy drugą grupę: w tym roku już kilka tys. osób złożyło wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce. Czy w strategii jest pomysł na aktywizację tych ludzi, włączenie ich do społeczeństwa i rynku pracy?
Jeśli mówimy o osobach, które chcą zostać w Polsce, są uchodźcami i nie stwarzają dla nas żadnego niebezpieczeństwa, będziemy modyfikować indywidualne programy integracyjne, aby te osoby wchodziły do polskiego społeczeństwa. Kluczowe jest zbudowanie modelu opartego na aktywności lokalnych społeczności. Nie bezduszny system, ale lokalne społeczności, które chcą się zaangażować. Jeśli będą w tym uczestniczyły Kościół, Caritas i inne instytucje, to może się udać. Państwo bierze za to odpowiedzialność, ale współpracuje z lokalnymi samorządami, ponieważ integracja dzieje się na poziomie lokalnym. Takie programy już są, chcemy je zrobić mądrzej, korzystając z dotychczasowych doświadczeń. Polska nie stanie się państwem przyjmującym masowo uchodźców. To będzie niewielka grupa ludzi spełniających kilka wymogów: są prześladowani i nie mogą wrócić do siebie oraz wykazują chęć integracji z polskim społeczeństwem. To podejście może się nie podobać, ale uważamy, że należy wymagać od uchodźców pewnych zobowiązań wobec państwa przyjmującego.
Wróćmy jeszcze do imigrantów zarobkowych. Jeśli mamy zapotrzebowanie np. na 10 tys. wysoko wykwalifikowanych fachowców, jak to będzie wyglądać?
Będziemy prowadzić bardziej otwartą politykę z państwami, które mają umowę readmisyjną, czyli zobowiązują się do przyjmowania swoich obywateli, którzy u nas stali się niepożądani. Jeśli ktoś popełni przestępstwo, możemy go odesłać do kraju pochodzenia. To samo dotyczy dużych inwestorów, kwalifikacji i wynagrodzenia. Jeśli ktoś potrzebuje menedżera z Korei i płaci mu 20 tys. zł miesięcznie, nie widzę powodu, żeby państwo polskie się temu sprzeciwiało. Wysoko wykwalifikowani to nie tylko lekarze, lecz także specjaliści w zawodach przemysłowo-technicznych. Bardziej skupimy się na inwestycjach przedsiębiorstw niż na konkretnych zawodach. Jeśli IKEA jako inwestor potrzebuje 10, 20 czy 30 osób z określonymi kwalifikacjami, to wchodzi w szybką ścieżkę, bo nie musimy tego pracodawcy wielokrotnie sprawdzać.
Zweryfikowany, godny zaufania pracodawca będzie miał tzw. szybką ścieżkę w procedurach administracyjnych?
Tak, jeśli jest wiarygodny i bezpieczny. ©℗