Ostatnio informowaliśmy, że rośnie liczba użytkowników Bluesky – platformy przedstawianej już w amerykańskich mediach jako alternatywy na X. Popularność zyskuje dzięki wynikom amerykańskich wyborów prezydenckich.
Część użytkowników twierdzi, że rozstaje się z X z uwagi na wsparcie, jakiego właściciel platformy Elon Musk udzielił Donaldowi Trumpowi. Ten drugi wygrał niedawno wybory na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych i od stycznia będzie ponownie rządził krajem.
Bluesky zagrozi X?
Czy Bluesky ma szanse rzucić wyzwanie X? Jako Wirtualemedia.pl zapytaliśmy o to ekspertów, którzy zajmują się internetem oraz social mediami.
Artur Kurasiński, przedsiębiorca i ekspert z branży technologicznej oraz biznesu ocenia, że to „chwilowy trend”. – Żadna z dotychczasowych konkurencji dla X-a nigdy nie nabrała takiego rozmachu. Wcześniej był m.in. Mastodon czy platformy oparte o krypto. Lepiej poradził sobie Threads, ale to zupełnie inna sytuacja, bo otrzymuje wsparcie od całego ekosystemu Mety. Przekierowanie użytkowników było tam łatwiejsze. Jeśli Markowi Zuckerbergowi chodziło o to, by zagrać na nosie Elona Maska, to faktycznie mu się to udało – mówi nasz rozmówca.
Liczba użytkowników Bluesky w pierwszych latach działania nie rzucała na kolana. Obecnie Bluesky jest najczęściej pobieraną darmową aplikacją w App Store w Stanach Zjednoczonych. Alternatywna dla X platforma ma już 15 milionów użytkowników. Od wyborów prezydenckich w USA rejestrowało się na niej około 100 tysięcy nowych osób dziennie.
– Liczby Bluesky mogą robić wrażenie, ale mamy już pewne doświadczenie z nowymi platformami społecznościowymi. Pierwsze wejście użytkowników i zakładanie mniej lub bardziej masowo kont jeszcze nie oznacza, że dojdzie do sukcesu. Sukcesu rozumianego nie tylko jako budowa rozpoznawalnej marki, ale i tworzenia prawdziwego medium społecznościowego – miejsca, w którym rzeczywiście ludzie spędzają aktywnie czas, budują relacje, dostarczają siebie i swój content – ocenia Sylwia Czubkowska z podcastu Techstorie, dziennikarka specjalizująca się w tematyce technologicznej.
Logo Bluesky przypomina X z czasów, kiedy był Twitterem i nie należał do Elona Muska. Błękitny motylek mocno przypomina niebieskiego ptaszka, który symbolizował aplikację stworzoną przez Jacka Dorseya. – Cały interfejs Bluesky to właściwie kalka X. Obsługa też jest podobna, nie trzeba uczyć się nowych rzeczy. Próg wejścia jest bardzo niski – wskazuje Czubkowska.
Zdaniem dziennikarki, „Bluesky to wciąż mikroplatforma, biorąc pod uwagę liczbę użytkowników”. – Na pewno byłoby cenne, gdyby zaczęli tam przechodzić lub po prostu zakładać konta ludzie, którzy ogniskują duże zainteresowanie. Nie wiem, czy to muszą być koniecznie politycy lub influencerzy jako tacy. Może artyści, muzycy? Ci, za którym może pójść większa grupa fanów – wskazuje.
Czytaj także: Donald Trump i big techy. Jak to będzie wyglądać?
Czy tak się stanie? Artur Kurasiński ma wątpliwości. – Nie sądzę jednak, by ludzie odchodzili masowo z X-a dlatego, że widzą tam coraz więcej botów, nieprzyjemnych treści. Tak mogą postąpić duże redakcje czy influencerzy na pokaz, którzy chcą przy podobnej decyzji coś manifestować. Szeregowy użytkownik wchodzi na X, by chłonąc informacje, których nigdzie indziej nie znajdzie – taki szlam, który jest niekontrolowany, a wypływa z bardzo wielu niecenzurowanych źródeł – mówi Kurasiński.
I dodaje: „X będzie istniał jeszcze długo – zwłaszcza teraz, gdy Elon Musk zostanie wysoko umocowany w amerykańskim rządzie. Myślę, że wielu reklamodawców wróci na X-a, by mu się przypodobać, zacznie płacić pieniądze poprzez kupowanie reklam.” Spekuluje się, że Musk otrzyma wysokie stanowisko w administracji Donalda Trumpa.
– Pod względem finansowym czy liczby użytkowników wątpię, by ktoś dziś mógł zagrozić platformie Muska. Mastodon czy Bluesky mogą pomarzyć, bo odebrać jakąś znaczącą grupę. Nie rozumiem, dlaczego ludzie z już stworzoną siatką społecznością, kontaktami i nawykami mieliby w dużej liczbie porzucać platformę i przechodzi do innej. Nawet nie wiem, kto obecnie z gwiazd czy celebrytów znajduje się na Bluesky, a tak działają media społecznościowe – dopóki tam nie pojawi się przeważająca liczby osób godnych obserwowania, platforma nie zapełni się – uważa Kurasiński.
Jakie warunki potrzebne są do rozwoju platformy?
Sylwia Czubowska przyznaje, że ma konto na Bluesky. Od kiedy? – Założyłam w momencie, gdyby X był zablokowany w Brazylii. Wielu Brazylijczyków przeskakiwało na tę platformę i chciałam zobaczyć, co tam się dzieje. Nie widzę na Bluesky jeszcze podobnej interakcji, jak na X. Jego plusem jest na razie to, że bardziej niszowe grupy mogą wybić się, pokazać. Pamiętajmy też, że każdy z nas widzi nieco innego X-a. Zawsze wielu dziwiło się, że na X jest ogromna społeczność fanów K-pop. My ich w Polsce może nie widzimy, ale to nie znaczy, że ich nie ma.
Jej zdaniem „bardzo trudno ocenić, jaka przyszłość stoi przed Bluesky”. – Za kilka lat możemy zapomnieć o tej platformie, a może stanie się nie tak masowym, ale liczącym się miejscem społecznościowym w internecie – wskazuje.
Niedawno podawaliśmy, że redakcja „The Guardian” zdecydowała, iż przestanie publikować z oficjalnego konta wpisy na portalu X, ale użytkownicy platformy nadal będą mogli udostępniać artykuły dziennika. Skąd ta zmiana?- Rozważaliśmy wycofanie się od jakiegoś czasu, biorąc pod uwagę niepokojące treści promowane na portalu, w tym skrajnie prawicowe teorie spiskowe czy rasistowskie wpisy. Kampania wyborcza na prezydenta USA tylko udowodniła, że X jest toksyczną platformą medialną, a jej właściciel, Elon Musk, był w stanie wykorzystać swoje wpływy do kształtowania dyskursu politycznego – tłumaczono.
– Pamiętajmy, że „The Guardian” to medium lewicowe. Łatwiej im podjąć taką decyzję. Odejdzie może kilka innych redakcji, ale przyjdą inni, którzy będą płacić Muskowi, by nie obcinał im dostępu, jak już znajdzie się w rządzie. Warto zauważyć, że Jeff Bezos zabronił swojej gazecie „The Washington Post” publikować poparcia dla kogokolwiek, a wiadomo, że dziennikarze tego tytułu byli bliżej Kamali Harris. To pokazało, jak będą wyglądały stosunki oligarchów medialnych po wyborach. Wszyscy chcą zapomnieć, że krytykowali kiedyś Trumpa. „The Guardian” jest tu wyjątkiem od reguły, który nie pociągnie za sobą żadnej fali – kończy Artur Kurasiński.