Dobre czasy skończyły się wraz z początkiem 2024 r. – W firmie zaczęli naciskać na pracę z biura. Przekaz był jasny: albo się dostosujesz, albo wylatujesz – mówi Łukasz. 36-latek na początku uznał, że będzie dojeżdżał do pracy z Łodzi. Jednak dojazdy i powroty zabierały mu ponad cztery godziny z życia. Do tego pociągi miały wieczne opóźnienia i niejednokrotnie docierał na spotkania spóźniony.
– Uznałem, że nie ma siły, czas wrócić do stolicy. Kiedy jednak zacząłem przeglądać oferty kawalerek na wynajem, całkowicie mnie zmroziło. Trzy tysiące to było minimum. A do tego często jeszcze podwójna kaucja. Czyli na start trzeba by wyłożyć blisko 10 tys. zł – wzdycha Łukasz.
Raban nad ranem
Postawiony pod ścianą, zdecydował się na wynajęcie pokoju. Niestety, nikt z jego znajomych nie szukał współlokatora – musiał wprowadzić się do obcych ludzi. Żyje więc teraz z trzema innymi mężczyznami w 80-metrowym lokum. Płaci 1,5 tys. zł. Chociaż trwa to już kilka miesięcy, wciąż trudno mu się przyzwyczaić. – W Łodzi za 2 tys. zł miałem całe mieszkanie dla siebie – podkreśla.
Dobry kontakt złapał tylko z jednym ze współlokatorów. Obydwaj działają w marketingu, są pasjonatami motoryzacji i mają podobną historię relacji romantycznych. Jest o czym pogadać. Z pozostałą dwójką nie układa się tak dobrze. Jeden siedzi głównie w swoim pokoju, więc niewiele o nim wiadomo, drugi jest głośny, ciągle zapomina po sobie pozmywać, a w weekend wraca do domu mocno pijany. Trudno się wyspać, gdy ktoś robi raban w kuchni o czwartej nad ranem.
Do tego dokłada się jeszcze matka, która czasem podczas rozmowy z nim potrafi się popłakać i rzucić, że “tak w niego z ojcem wierzyli, wszystko mu dali, bo jest jedynakiem, i ona nie wie, gdzie popełnili błąd”. Na nic zdaje się tłumaczenie, że czasy są ciężkie. – I kończy się tak, że ja ją muszę pocieszać, kiedy sam mam sobie ochotę w łeb strzelić. Chłop przed czterdziestką, bez dziewczyny, którego nawet na wynajęcie czegoś sensowego nie stać. No też byś chyba nie była szczęśliwa? – mówi Łukasz. Dobija go, że widoków na szybką zmianę nie ma. Poszedł do szefa po podwyżkę, ale usłyszał, że on by bardzo chciał coś mu dołożyć, ale firma akurat przeżywa kryzys i mogą wrócić do tej rozmowy za jakiś rok.
– Jak tak dalej pójdzie, za rok ja może będę kwiatki od spodu wąchał – denerwuje się. Wie, że takie myśli nie powinny mu przychodzić do głowy. Chętnie by nad nimi popracował z terapeutą, ale na profesjonalną pomoc też nie ma pieniędzy. Na razie robi swoje, licząc na cudowną odmianę losu. – No bo co innego mi zostało?
Taniej nie będzie
Sytuacja na rynku mieszkaniowym – chociaż lepsza niż dwa lata temu, gdy napływ uchodźców z Ukrainy wywindował ceny sprzedaży i najmu – dalej nie jest idealna. Bartosz Turek, główny analityk HREIT, zauważa, że oferta sprzedaży właściwie odbudowała się po dramatycznym wykupie mieszkań pod koniec działania programu Bezpieczny Kredyt 2 proc. Według analityka długoterminowo w Polsce będzie brakować 2 mln mieszkań – ze względu na zmieniający się model rodziny czy napływających do Polski migrantów.
– Do tego rosną koszty utrzymania czy budowy nieruchomości, a po chwilowym zastoju znów zaczyna się ich sprzedawać więcej, nie sądzę więc, byśmy w dającej się przewidzieć przyszłości mieli doświadczyć spadku cen zakupu nieruchomości czy najmu. W przypadku stawek czynszów ostatni spadek miał miejsce w pandemii, ale to były bardzo wyjątkowe okoliczności, kiedy mnóstwo ludzi rezygnowało z najmu lub przeprowadzało się do mniejszych miejscowości – podkreśla Turek.
Mimo względnej stabilizacji koszty wciąż są i będą dla wielu zbyt wysokie. To m.in. dlatego – jak donosi Eurostat – dwie trzecie najemców mieszka w przeludnionych lokalach. W uproszczeniu oznacza to, że osoby wynajmujące nie mają własnej sypialni. Taki wynik sprawia, że pod względem zatłoczenia nieruchomości zajmujemy 27. miejsce na 30 przebadanych krajów w Europie.
– Przy założeniu, że najlepiej wydawać na mieszkanie nie więcej niż 30 proc. wypłaty, z moich wyliczeń wynika, że obecnie jedynie jedna trzecia singli w miastach wojewódzkich może sobie pozwolić na samodzielny najem. Pewnie niektórzy wydają więcej, ale wtedy coraz trudniej o zaspokojenie innych potrzeb, nie mówiąc już o niespodziewanych wydatkach czy odkładaniu na przyszłość – mówi ekspert.
Zabójcza opcja
Olga śmieje się, że ze swoją przyjaciółką Ludmiłą żyją w małej komunie. Niby wynajmują mieszkanie we dwie, ale właściwie zawsze ktoś się tam jeszcze kręci. Bywa, że na kilka tygodni wpada ich kolega z Walencji, który od czasu do czasu realizuje zlecenia fotograficzne w Polsce. Kiedy indziej znajomi, którzy przyszli tylko na chwilę, a zostają na noc. Dom jest pełen życia i to się Oldze bardzo podoba.
– Wcześniej przez trzy lata mieszkałam sama i byłam w dramatycznym stanie psychicznym. Depresja, stany lękowe, codzienne zapadanie się w czarną otchłań – mówi. Uważa, że samotne mieszkanie – nawet jeśli generalnie ma się sporo przyjaciół – to dla niej opcja niemalże zabójcza. Bo nie ma nikogo, kto by zauważył, że coś jest nie tak. Kto by jej powiedział: “Hej, Olga, chyba coś z tobą gorzej ostatnio. Może chcesz pogadać?”. A ona tego potrzebuje, bo sama nie umie wyłapać momentu, w którym zaczyna zamykać się w sobie. Gdy ktoś jest obok, łatwiej jej uniknąć całkowitej ciemności.
Mieszka z przyjaciółką już rok i nie zamierza tego zmieniać. Zamieszkały razem z powodów ekonomicznych, ich kawalerki po kolejnych podwyżkach czynszów stały się zbyt drogie. Do tego Olga chciała wynająć pracownię, bo jest artystką i tworzy obrazy. Wszędzie liczono jej kilka tysięcy miesięcznie. A tak zrobiła sobie pracownię w jednym z trzech pokoi, które mają w wynajmowanym mieszkaniu.
Teraz widzi to jednak tylko jako dodatek do poprawy stanu psychicznego. – Na starość może w ogóle wynajmę ze znajomymi jakiś wielki dom na wsi i będziemy mieć wesołą końcówkę życia. Na pewno już nigdy nie chcę powrotu do czterech pustych ścian – podkreśla.
Sposób na samotność
Chociaż kwestie ekonomiczne są często kluczowe przy podjęciu decyzji o życiu ze współlokatorami, to coraz częściej przestają być jedyną przyczyną. Za granicą trend mieszkania z przyjaciółmi promuje np. brytyjska aktorka Jameela Jamil – mówi, że to świadomy wybór, który sprawia, że nie tylko jest jej łatwiej, ale też mniej samotnie.
Psycholożka Katarzyna Wieloch uważa, że w czasach epidemii samotności to rzeczywiście może być dobre rozwiązanie. – Samotność, rozumiana jako subiektywny brak satysfakcji z relacji i ich głębokości, pociąga za sobą wiele negatywnych skutków – mówi. Wylicza, za naukowcami z University of California San Diego, że poczucie osamotnienia zwiększa o 50 proc. ryzyko demencji, o 30 proc. – chorób serca, a o 32 proc. – udaru. Może też prowadzić do otyłości, a do tego podnosi wydzielanie hormonu stresu – kortyzolu. Wiąże się również z rozwojem depresji i zaburzeń lękowych. – Kiedy jesteśmy samotni, trudniej się podźwignąć ze schorzeń psychicznych. Izolacja od innych kreuje zniekształcenia poznawcze – im dłużej trwa, tym bardziej zagrażający i nieprzyjaźni nam się wydają, a więc tym mniej chętnie się z nimi spotykamy czy sięgamy po pomoc – podkreśla Wieloch.
Swój kawałek podłogi
Dla Igi finanse nie mają znaczenia. Koszty mieszkania, do którego 30-latka przeniesie się z dobrą znajomą, będą nawet trochę wyższe od tych, które ponosi teraz, żyjąc samodzielnie. Ale zbrzydło jej bycie samej. Niezależność, która tak jej się podobała, gdy miała dwadzieścia kilka lat, straciła swój urok. Wieczory w pustym mieszkaniu stały się udręką.
Od stycznia wynajmą z przyjaciółką 100-metrowy apartament. Każda z nich będzie miała przestrzeń dla siebie i własną łazienkę. – Gdybyśmy miały siedzieć sobie na głowie w ciasnocie, pewnie nie zdecydowałabym się na taki krok. Jestem zbyt introwertyczna, żeby nie mieć swojego kawałka podłogi – mówi Iga. Jednocześnie cieszy się na myśl o wspólnych wieczorach filmowych czy długich dyskusjach przy herbacie w kuchni.
Jej rodzice, gdy się o tym dowiedzieli, trochę kręcili nosem. Bo jak to tak? Dorosła kobieta, a będzie żyć ze współlokatorką jak studentka? Ale Iga na pierwszym miejscu postawiła swoje potrzeby, a nie oczekiwania innych. Jest świadoma, że pewnie czasem będzie dochodziło do napięć, ale traktuje to jako naturalną część bycia z drugim człowiekiem. Z przyjaciółką ustaliły już jasne zasady – przede wszystkim mają dbać o wspólną przestrzeń i szanować, gdy któraś będzie wolała zamknąć się w swoim pokoju. Mogą zapraszać gości, ale dając sobie wcześniej znak. – No i zgodziłam się, żeby korzystała czasem z mojej łazienki, bo ja mam wannę, a ona nie – śmieje się Iga.