Ponad dwa lata od wybuchu pełnoskalowej wojny wiadomo, że animozje między Polską a Ukrainą są dość głęboko zakorzenione i nie dotyczą tylko historii. Warszawa uważa, że Ukraińcy przyjęli roszczeniowe podejście do członkostwa w UE i NATO. Polskie elity mają do władz w Kijowie żal o to, że te nie doceniają faktu, iż po rosyjskiej inwazji w lutym 2022 r. to Polska jako pierwsza udzieliła Ukrainie pomocy wojskowej. — Myśmy pomagali militarnie Ukrainie w sposób szczególny, bo kiedy Niemcy mówili o wysyłaniu hełmów, to my wysłaliśmy 320 czołgów. W związku z tym z całą pewnością nasz wkład był znaczący, zwłaszcza na samym początku, kiedy to było najbardziej potrzebne – mówił w poniedziałek w rozmowie z PAP wiceszef MSZ Teofil Bartoszewski.
Resentymenty narastają także w Kijowie. Ukraińcy są przekonani, że Polska mogłaby mocniej wspierać ukraińskie starania o wejście do UE i NATO, ale z jakiegoś powodu tego nie robi. W otoczeniu prezydenta Zełenskiego dominuje przekonanie, że pomoc dla Ukrainy, wojskowa, polityczna czy gospodarcza, powinna być bezwarunkowa i bezdyskusyjna, bo walcząc z Rosjanami Siły Zbrojne Ukrainy bronią przed Putinem także Polski (czego zdaniem ukraińskich władz Polacy nie doceniają).
Do tego dochodzi jeszcze zakorzeniona zapewne w trudnej historii nieufność ukraińskich elit do Polski. Co więcej, rządzący w Kijowie uważają, że w kwestiach fundamentalnych muszą najpierw dogadać się z USA, europejskimi mocarstwami atomowymi Francją i Wielką Brytanią oraz z Niemcami, najpotężniejszym gospodarczo krajem w UE, a jeśli im się to uda, rząd w Warszawie zrobi to, co zdecyduje Waszyngton, Londyn czy Berlin. Wynika to z przekonania, że po stawieniu czoła Rosji, Ukraina urosła do rangi europejskiej potęgi i może rozmawiać jak równy z równym z zachodnimi mocarstwami bez niczyjego pośrednictwa.
Załączniki nie dla Polski
Przejawem takiego “mocarstwowego podejścia” Kijowa jest niewątpliwie nieprzekazanie stronie polskiej żadnego z tajnych załączników do Planu Zwycięstwa. Ujawniony pod koniec zeszłego tygodnia plan prezydenta Zełenskiego, dość chłodno przyjęty przez sojuszników, zawiera pięć punktów. W pierwszym, zasadniczym, jest mowa o jak najszybszym, zaproszeniu Ukrainy do NATO. Punkt drugi poświęcony jest wzmocnieniu obrony Ukrainy. W trzecim mowa jest o rozmieszczeniu na terytorium Ukrainy “nienuklearnego pakietu odstraszania”. W punkcie czwartym Zełenski proponuje sojusznikom z Zachodu przekazanie kontroli nad swoimi zasobami naturalnymi, co miałoby nastąpić w drodze wielostronnego porozumienia. Ta gospodarcza część Planu Zwycięstwa mówi też o wspólnych inwestycjach i wykorzystaniu potencjału gospodarczego Ukrainy. Punkt piąty zakłada, że po zwycięstwie nad Rosją ukraińskie wojska mogłyby zastąpić w Europie amerykańskie siły stacjonujące w bazach na starym kontynencie, w tym także w Polsce.
Uzupełnieniem punktów drugiego, trzeciego i czwartego są tajne załączniki. Według informacji “Newsweeka” pierwsze dwa zawierają specyfikację zachodniego uzbrojenia i listę celów dla rakiet Storm Shadow, JASSM i ewentualnie Taurus gdzieś w głębi terytorium Rosji. O zgodę na to Ukraina zabiega od miesięcy. Załączniki te strona ukraińska przekazała USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Włochom i Niemcom, a więc krajom wciąż mogą wesprzeć sprzętowo Ukraińskie Siły Zbrojne. Prezydent Zełenski tłumaczył to, że chodzi głównie o uzbrojenie, która ma wzmocnić Ukrainę: “Jeśli w danym kraju, nawet u naszych bliskich partnerów, nie ma tego, co mogłoby nas wzmocnić, to po co dawać załącznik? Ufamy im – ale po co?”.
Polska owszem przekazała już Ukrainie wszystko, co mogła. Z tym “po co?” można by jednak dyskutować, zważywszy fakt, że Polska jest nie tylko sąsiadem i bliskim sojusznikiem Ukrainy, ale także jej frontowym zapleczem logistycznym. To przez nasze terytorium przechodzi większość zachodniej pomocy wojskowej, a więc także sprzęt wymieniony w załącznikach. Z naszych rozmów z osobami z kręgów polskiej dyplomacji wynika, że choć MSZ jest niemile zaskoczony faktem nieprzekazania stronie polskiej tych załączników, to minister Sikorski zachowuje się w tej kwestii dość powściągliwie. Minister nie chce zaogniać sytuacji. — Ukraińcy wiedzą o tym, że mniej więcej wiemy, co jest w tych załącznikach — słyszymy od jednego z rozmówców. — Polski chargé d’affaires został o wszystkim poinformowanym, ale tajnych załączników nie dostał — mówi nasze źródło.
Najbardziej dziwi fakt, że Ukraińcy nie przekazali Polsce trzeciego tajnego załącznika do “Planu Zwycięstwa” dotyczącego kwestii gospodarczych. Wiceszef MSZ Teofil Bartoszewski przyznał w rozmowie z PAP, że “z całą pewnością powinniśmy mieć dostęp do tego typu dokumentów”, bo “nie widzi możliwości odbudowy Ukrainy bez uczestnictwa w tym Polski”. Zapytany, czy polski MSZ oficjalnie zażąda załączników, odpowiedział dość enigmatycznie: — Na pewno polskie MSZ będzie na ten temat rozmawiało ze stroną ukraińską, bo utrzymujemy stały kontakt.
Gospodarczy załącznik trafił do wybranych partnerów, Stanów Zjednoczonych i pozostałych krajów z Grupy G-7, czyli Japonii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Kandy oraz UE reprezentowanych w tym gremium przez szefową KE i przewodniczącego Rady Europejskiej.
Warszawa sceptyczna
Z naszych informacji wynika, że polskie władze są dość sceptyczne wobec ukraińskiego Planu Zwycięstwa, uznając go podobnie jak większość krajów NATO za mało realistyczne. Ukraina nie ma szans na szybkie zaproszenie do NATO, choćby dlatego, że sprzeciwia się temu Biały Dom i Niemcy. Równie płonne są nadzieje na to, że mocarstwa sojusznicze zniosą restrykcje na wykorzystanie zachodnich systemów rakietowych do ataków na cele w głąb Rosji albo zestrzeliwanie przez natowskie systemy obrony przeciwrakietowej rosyjskich pocisków rakietowych na terytorium Ukrainy.
W dodatku Kijów nie dostanie od Niemiec pocisków manewrujących Taurus, gdyż sprzeciwia się temu większość opinii publicznej za Odrą, a kanclerz Scholz, który walczy o reelekcję, w 2025 r. nie zrobi nic, co uderzyłoby w i tak wątłe poparcie do SPD.
Największe kontrowersje wzbudza w Warszawie punkt piąty planu Zełenskiego, zakładający, że po ewentualnym zwycięstwie ukraińscy żołnierze zastąpią Amerykanów stacjonujących obecnie w bazach w Europie, w tym także w Polsce. Zdaniem naszych rozmówców taka propozycja to w pewnym sensie wyraz megalomanii i dowód na odklejenie się od rzeczywistości rządzących w Kijowie.
— Nie ma co tego komentować, to brzmi jak ‘Opowieści z krypty’ — usłyszałem od jednego ze źródeł. Fakt, że w Polsce na stałe stacjonuje ponad 10 tys. amerykańskich żołnierzy, jest dla nas dodatkową gwarancją bezpieczeństwa, niezależnie od Artykułu V Traktatu Waszyngtońskiego, który sojusznicy mogą różnie interpretować.