Nieważne. Sławomir Nitras potrafi odmłodzić mnie o 15 lat, a może i ciut więcej.
Skumulowane straty z polskich stadionów
Kiedy minister sportu kreśli wizję zorganizowania w Polsce letnich igrzysk olimpijskich w 2040 r., mówi o skoku cywilizacyjnym, szansie na rozwój dla sportu i nie tylko, to myślę sobie, że ja już to wszystko słyszałem. Ta sama ekipa mówiła do mnie to samo przed Euro 2012. Nie tak, że sama z siebie, rzecz jasna, sam chciałem Euro. Ale już wtedy pytałem, czy mamy pomysł, jak utrzymać te wszystkie stadiony, co się na nich będzie dziać między meczami koszmarnej ligi piłkarskiej, którą nie wiadomo dlaczego ktoś nazwał “ekstraklasą”, czy naprawdę nie można tych pieniędzy wydać lepiej. Gdybym złożył wszystkie pomysły, to nie tylko okazałoby się, że Rolling Stonesi z Madonną właściwie musieliby się do Polski przeprowadzić celem utrzymywania pomników polskich aspiracji, ale też że nastoletnia wówczas Taylor Swift będzie skazana na wieczne kursowanie między Gdańskiem, Wrocławiem, Poznaniem i Warszawą.
Od polsko-ukraińskiego Euro minęło 12 lat. Miejska spółka zarządzająca stadionem we Wrocławiu ubiegły rok skończyła z 37,3 mln zł straty. W Gdańsku strata wynosiła 25,4 mln zł. A przecież są też obiekty, które zostały wzniesione bądź zmodernizowane na fali eurowej gigantomanii. Taki Stadion Śląski na koniec 2021 r. miał 211 mln zł straty skumulowanej z poprzednich lat. Niepotrzebne – przyznajmy to w końcu – stadiony są utrzymywane przez samorządy z naszych podatków. Stadion Narodowy (PGE Narodowy!) daje radę, bo państwo pompuje w niego pieniądze via rozmaite umowy sponsorskie.
Owszem, zostały po tym turnieju odnowione dworce i kilkaset kilometrów autostrad, ale nasza piłka nic na tym turnieju nie zyskała, władze nie potrafiły wykorzystać zainteresowania, nie powstał żaden program szkolenia młodzieży, nawet PZPN nie udało się trwale ucywilizować.
Nie ma ani jednego powodu, by wierzyć, że teraz będzie inaczej. Że dzięki igrzyskom stworzymy jakiś system, wymyślimy sobie, jakie miejsce w polskiej przestrzeni publicznej powinien zajmować sport. A już na pewno nie zastanowimy się, co po zgaszeniu znicza zrobimy z – powiedzmy – torem do kajakarstwa górskiego, który minister Nitras z pewnością nam wybuduje. Nawiasem mówiąc: zanim zabierzemy się za igrzyska, zacznijmy od czegoś prostszego, może zróbmy coś z nieszczęsnym torem kolarskim w Pruszkowie, który kosztował nas 100 mln zł, doprowadził do bankructwa związek kolarski i wciąż generuje długi.
Nie o sport tutaj chodzi
Wy wiecie i ja wiem, skąd się wziął pomysł na tę imprezę. Kilka lat temu przyszedł prezes PiS, powiedział, by Polska wstała z kolan, i okazało się, że to działa. I nie tylko na jego elektorat. Bombastyczne sny o potędze to dziś nie margines, tylko mainstream. Nie ma co rozprawiać o kosztach igrzysk – dyskusja odbędzie się na zupełnie innym poziomie. CPK nie ma sensu, ale powstanie, igrzyska nie mają sensu, ale prędzej czy później się tutaj odbędą.
Utarło się w tzw. debacie publicznej, że każdy, kto mówi, że zamiast stadionów lepiej budować szkoły i szpitale, ten demagog i populista. I ja to nawet przyjmuję, rozumując w ten sposób, nigdy nie będzie dobrego momentu, by zainwestować w stadion / halę sportową itd. Skoro zatem minister Nitras mówi, że mamy pieniądze na igrzyska, wydajmy je na sport.
Tak żeby roczna składka członkowska uczniowskiego klubu sportowego nie kosztowała 1,5 tys. zł, a letni obóz ponad 3 tys. zł. Żeby OSiR nie żądał 600 zł za wynajęcie boiska na godzinę. Żeby wyjście czteroosobowej rodziny na basen nie było dostępne tylko dla zamożnych i bardziej zamożnych.
Tak, wiem, to się nie wydarzy. Nie o sport przecież chodzi. Chodzi o igrzyska.